Piotr Rogowski: - Było ciężko, ale niczego nie żałuję! W swoim pierwszym starcie – Debiutach Kulturystycznych 2015 – Piotr Rogowski z Olymp Fitness Club od razu zdobył medal, na początek brązowy. Ma dopiero 23 lata, wszystko przed nim. O kulturystyce, starcie w zawodach, źródle sukcesu, ale i radach dla początkujących opowiedział w rozmowie z portalem RadomSport.pl.
Grzegorz Stępień, RadomSport.pl: - Aż wierzyć się nie chce, że mając taką sylwetkę występował Pan po raz pierwszy w zawodach. Tak przynajmniej sugeruje ich nazwa z kluczowym słowem „debiuty”.
Piotr Rogowski, Olymp Fitness Club: - Nie zawsze tak wyglądam (śmiech), ale rzeczywiście to mój absolutnie pierwszy występ. Decyzja zapadła pół roku wcześniej, a powody były różne. Nie ukrywam, że jednym z ważniejszych była promocja mojego klubu – Olymp Fitness Club, które właścicielem jestem od czerwca ubiegłego roku. Chciałem pokazać, że ćwicząc tutaj można pięknie ukształtować sylwetkę, odnieść sukces. Kiedy jednak zacząłem przygotowania doszły też ambicje osobiste. Wspólnie z trenerem Pawłem Małkiem widzieliśmy postępy, mnie się to wszystko coraz bardziej podobało, tym bardziej, że i oceny innych osób znających się na rzeczy były bardzo pochlebne. Występ na Debiutach Kulturystycznych miał być jedynym, ale już teraz mam ambicje startu w jeszcze bardziej prestiżowych zawodach – Mistrzostwach Polski – oczywiście przyszłorocznych.
Nie ma się co dziwić, pierwszy start od razu zakończył się zdobyciem medalu. Liczył Pan na to podium?
- Może zabrzmi to trochę nieskromnie, a nie chciałbym zostać odebrany jako jakiś bufon, ale jechaliśmy nawet po zwycięstwo. Bywałem już na przeróżnych zawodach kulturystycznych jako kibic, miałem więc porównanie, zresztą sportem tym zajmuję się na co dzień, więc mogę pewne rzeczy ocenić sprawiedliwym okiem. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany, że forma jest niemal optymalna. Świadczą o tym również słowa mojego trenera Pawła Małka, który kiedy coś jest źle to opieprza zawodnika, kiedy jest dobrze, raczej nie chwali. Tym razem nie chwalił, ale też nie ganił, więc wiedziałem, że jest zadowolony.
Z perspektywy czasu wiem, że o „tylko” trzecim miejscu zadecydowały detale, które na pewno dopracujemy w przyszłości. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale podam jeden przykład. Smarując się w domu samoopalaczem miałem wrażenie, że wyglądam jak Murzyn. Tymczasem na scenie, już podczas zawodów, byłem najjaśniejszy, stąd i noty nie były najwyższe. Takich drobiazgów było więcej, ale nauczeni doświadczeniem unikniemy takich małych wpadek przed kolejnymi startami.
Ma Pan dopiero 23 lata, a sylwetkę już idealną. Rozumiem, że ma Pan lata ćwiczeń za sobą, skąd w ogóle wzięło się zainteresowanie tym sportem? Dlaczego kulturystyka?
- Jak większość chłopaków zaczynałem od piłki nożnej. Począwszy od ósmego roku życia, przez sześć lat trenowałem i grałem w Radomiaku. Kiedyś szwagier zabrał mnie na siłownię i tak to wszystko się zaczęło. Spodobało mi się. Przez dwa lata, wspólnie z kolegami, ćwiczyłem w piwnicy. Jak sobie przypomnę tamte fajne jednak czasy, to trochę śmiać mi się chce. Ćwiczyliśmy siedem dni w tygodniu, bez żadnego racjonalnego odżywiania, bez planu, trochę bez głowy. Fascynacja jednak nie mijała, sylwetka się poprawiała, postanowiłem pójść dalej. Jak już wspomniałem, pół roku temu zacząłem profesjonalne przygotowania do zawodów. Było ciężko, szczególnie przez ostatnie dwa tygodnie przed startem, ale niczego nie żałuję. Warto było!
Kulturystyka to nie tylko ćwiczenia. To również, a może przede wszystkim dieta, suplementacja…
… i regeneracja, o czym bardzo często się zapomina. Rzeczywiście, żeby zbudować dobrą formę, trzeba pamiętać o wielu aspektach. Najczęściej spotykamy się z opiniami, że 70% sukcesu, to odpowiednio zbilansowana dieta. Jest nawet takie powiedzenie, że „formę robi się w kuchni”. To prawda, ale prawdą też jest, że bardzo ważne są uwarunkowania genetyczne. Oczywiście bez ognia na siłowni, bez ćwiczeń, nie będzie niczego. Tak samo jak bez odpowiedniej suplementacji, ale tu już rozmawiamy o zawodowcach. Jeśli ktoś chce poprawić sylwetkę, zadbać o własne zdrowie, o kondycję, to dwie rzeczy w zupełności wystarczą – dieta i ćwiczenia.
Na co dzień jest Pan trenerem personalnym. Co w pierwszej kolejności poradziłby Pan osobom początkującym, takim, którzy podjęli decyzję o rozpoczęciu swojej przygody z siłownią?
- Polecam zapisanie się do klubu, na siłownię. W takim miejscu zawsze jest instruktor, niekoniecznie musi być to trener personalny, który doradzi, podpowie, spowoduje, że osoba początkująca nie będzie od razu popełniać błędów. Takie przyjście na salę do również dodatkowa motywacja. Tutaj zawiera się nowe przyjaźnie, wymienia poglądy, dyskutuje. Oczywiście trzeba być cierpliwym. Efekty nie przyjdą po miesiącu, a wiele osób po takim właśnie czasie rezygnuje. Trzeba wytrwać przez kilka miesięcy, pół roku. Zapewniam, że wówczas nasza praca będzie widoczna, satysfakcja gwarantowana, a uczucie spełnienia bezcenne.
Mówi Pan o tym wszystkim z takim… natchnieniem. Czym Olymp Fitness Club różni się od innych, które nie ma co ukrywać, powstają jak grzyby po deszczu?
- Powstają głównie sieciówki, w których wszystko odbywa się jak w koncernach – taśmowo. U nas nie ma mowy o takim podejściu do człowieka. Każdego traktujemy indywidualnie, zawsze znajdziemy czas na rozmowę, doradztwo, dobre słowo. U nas jest rodzinna atmosfera, żeby taka była, o wszystko dbam osobiście. Nie jestem też zwykłym trenerem personalnym, a facetem, który wszystko przetestował na sobie. Mam wiedzę praktyczną, nie czerpałem jej tylko z książek, czasopism, internetu i szkoleń. U nas jest pozytywna energia, u nas jest pasja wyczuwalna na każdym kroku.
Rozmawiał GRZEGORZ STĘPIEŃ
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|