Leandro Show na Radomiaku! Zwycięstwo rodzące się w bólach ponoć smakuje najlepiej. Do przerwy, na meczu Radomiaka Radom ze Stalą Stalowa Wola wiało nudą, ale w drugiej połowie pelerynę superbohatera postanowił założyć Rossi Pereira Leandro. Twardy przeciwnik, porażka w środku pola i „Leandro Show”, czyli analizujemy mecz Radomiaka ze „Stalówką”.
Od pierwszego gwizdka sędziego Stal pokazała, że do Radomia nie przyjechała „na pożarcie”. Podopieczni Czesława Palika zaskoczyli gospodarzy grą kombinacyjną i zepchnęli radomian do głębokiej defensywy. W pierwszej części meczu nie było na dobrą sprawę fragmentu gry, w którym to Radomiak zdominowałby przeciwnika. Zgoła odmiennie wyglądała druga połowa, w której gospodarze praktycznie nie dali dojść do głosu przyjezdnym.
Wyjątkowo słabe zawody rozegrał Meik Karwot, który w pierwszej połowie zanotował aż sześć niecelnych podań. Tych, które do celu trafiły, było niewiele więcej, bo zaledwie dziewięć. W Radomiaku brakowało łącznika pomiędzy formacjami, który potrafiłby płynnie przenieść ciężar gry pod pole karne rywala, za co w poprzednich spotkaniach odpowiadał właśnie Karwot. Nie popisali się również jego koledzy. Radomiak kompletnie przegrał środek pola i to zapewne jeden z głównych czynników determinujących brak klarownych sytuacji pod bramką Stali.
Z powodu braku Dominika Sokoła na pozycji numer „9” zagrał Rossi Pereira Leandro. Pomysł ciekawy, gorzej z wykonaniem. W pierwszej części gry, popularny Leo skupiał na sobie uwagę defensorów Stali, co tworzyło wolne przestrzenie dla jego partnerów z ataku. Wspomnianej przewagi Zieloni nie potrafili jednak wykorzystać, a i sam Leandro rzadko dochodził do głosu.
Po drugiej stronie boiska dwoił się i troił Adrian Dziubiński, dla którego mecz z Radomiakiem był dodatkową motywacją, bowiem popularny „Dziubek” wychował się właśnie w Radomiu, a konkretnie w radomskiej Broni. Duet Klabnik-Grudniewski udaremnił co prawda starania napastnika Stali, ale nie sposób stwierdzić, iż Dziubiński napsuł sporo krwi stoperom Radomiaka.
Jak przystało na lidera, którego w pierwszej połowie brakowało, sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Adam Banasiak. Zimowy nabytek Zielonych najpierw strzelił groźnie z dystansu, by później wywalczyć rzut wolny, po którym obrońca gości, Adam Waszkiewicz został ukarany drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką.
Popularny Banan był z resztą bliski pokonania golkipera gości, jednak jego mocarny strzał z rzutu wolnego zatrzymał się na poprzeczce bramki „Stalówki”.
Koronę z głowy Banasiaka grzecznie zdjął Leandro, który pokazał, jak to się robi. Brazylijczyk na skrzydle to jednak całkowicie inny zawodnik niż na szpicy. Po tym, co Leo robił na prawej stronie, Sobotka pewnie długo będzie jeszcze musiał mierzyć się z zawrotami głowy. Ukoronowaniem ciężkiej pracy Leandro był wywalczony karny, którego później Brazylijczyk zamienił na gola.
Mecz swoją obecnością zaszczycił Krzysztof Przytuła – dyrektor sportowy ŁKS-u Łódź. Kto wie, czy sąsiedzi Widzewa nie mają w planach zagrać swoim rywalom na nosie i zintensyfikować starania o Leandro, który jak wiadomo, był w kręgu zainteresowań klubu z alei Piłsudskiego.
Ze Stalą Radomiaka pokazał to, czego brakowało mu w Pruszkowie, czyli wyrachowanie i zimna krew. Takie mecze też trzeba wygrywać, bo jak wiemy, za styl punktów się nie dostaje.
Jak trafnie spostrzegł na konferencji prasowej trener Dariusz Banasik, takie spotkania budują charakter drużyny. Miejmy nadzieję, że ten charakter Radomiak pokaże za tydzień w Wejherowie i będziemy mogli cieszyć się z wyjazdowego przełamania.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ
Foto: tylkoradomiak.pl
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|
Data: 2019-03-23 21:39:14 | Kategoria: Piłka Nożna / 2 liga | Odwiedzin: 2424
|
|
|
|
|