 Z nieba do piekła w 60 sekund – bolesna porażka Radomiaka Radom
W niedzielę, w Radomiu mogły wystrzelić korki od szampanów, a wystrzeliła frustracja i rozgoryczenie. Wydawało się, że Zieloni w ostatnich minutach meczu strzelą karnego i zdobędą pełną pulę, ale sprawy w swoje ręce wzięli zawodnicy Błękitnych Stargard Szczeciński. Niedzielne spotkanie to sygnał alarmowy, który jak najszybciej trzeba uciszyć.
Radomiak Radom mecz z Błękitnymi Stargard Szczeciński rozpoczął z wysokiego „C”. Goście wyglądali na nieco sparaliżowanych, co skrzętnie wykorzystali podopieczni Dariusza Banasika, którzy wyszli na przeciwnika w wysokim pressingu. Później zrobiło się dosyć sennie, a nieco życia w mecz tchnął dopiero w 27. minucie Rafał Makowski, który kapitalnym strzałem z rzutu wolnego był bliski pokonania Mariusza Rzepeckiego.
Szczęścia nie miał również Adam Banasiak, który już w pierwszej części gry został ukarany żółtą kartką, a ponadto zaliczył kilka zagrań, o których z pewnością chciałby jak najszybciej zapomnieć. Zimowy nabytek Radomiaka występując na skrzydle, nie rzadko jest dla drużyny hamulcem ręcznym. W meczu z Błękitnymi zagrożenia nie stwarzał nawet poprzez stałe fragmenty, które ponoć miały być jego wizytówką.
Oczekiwanych rezultatów nie przyniosła nawet zmiana na „dziewiątce”. Mizernie wyglądającego w ostatnich meczach Dominika Sokoła zmienił Jakub Rolinc. Jedynym pozytywem w jego występie pozostaje fakt, że zanotował kilka odbiorów i potrafił powalczyć w powietrzu z obrońcami gości. Czech zdecydowanie gorzej radził sobie z piłką. Można by mnożyć sytuacje, w których napastnik Zielonych podawał niecelnie lub tracił futbolówkę.
Stadion przy Narutowicza podczas meczu z Błękitnymi to istny inkubator nudy. Jak mawiał klasyk: niedziela, godzina 15:00. Tylko słońca brakowało. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że goście byli najsłabszą drużyną, jaka do Radomia przyjechał w tym sezonie. Paradoks jest taki, że Radomiaka pokonali, ale w dużej mierze to spora zasługa Zielonych, których ataki przypominały bicie głową w mur.
Powiew luzu i kreatywności wniósł dopiero w drugiej połowie Bruno Luz, który kilka razy szarpnął lewym skrzydłem, choć nie przyniosło to ani gola, ani nawet asysty. Tym razem nie funkcjonowała również inna broń Radomiaka, która czasami potrafiła przechylić szale zwycięstwa – stałe fragmenty gry.
Nieco smaku do festiwalu nieporadności dodał Damian Jakubik, który nie pierwszy raz pokazał, że odporność mentalna to pojęcie mu obce. To jeszcze nie czas na wizytę u psychologa, ale warto, by 29-latek przyłożył nieco więcej uwagi do kontroli własnych emocji i zreflektował się w trudnych momentach. Niewykluczone, że za powalenie rywala popularny „Jakubu” w obecnym sezonie już nie zagra.
Przed meczem jeden ze statystyków wyliczył, że szansa Radomiaka na awans wynosi 99,9%. Wydawało się, że po niedzielnych meczach będziemy mogli odkorkowywać szampany, ale plany będzie trzeba odłożyć. Dzwonek alarmowy cicho zabrzęczał, a w najbliższy weekend Radomiak będzie usiłował zagłuszyć go w Siedlcach. Tamtejsza Pogoń jest najlepszą drużyną wiosny, więc Zieloni będą musieli się przygotować na ciężką przeprawę.
Wbrew pozorom radomianie nadal znajdują się w dobrej sytuacji. Mimo iż przewaga zmalała, to drużyny, które Radomiaka gonią będą jeszcze rozgrywać mecze między sobą. Siłą rzeczy któreś z nich punkty stracą, ale teraz trzeba patrzeć na własne ręce, a dokładniej na nogi.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|
Data: 2019-04-29 09:44:45 | Kategoria: Piłka Nożna / 2 liga | Odwiedzin: 2904
|
|
|
|
|
