Egzekucja Górnika nie pozbawiła sukcesu radomskiego dzika [DUŻA GALERIA] Gorzkie pożegnanie słodkiego sezonu zgotowali swoim kibicom piłkarze Radomiaka Radom. Niebo płakało ze szczęścia, mimo że Zieloni ulegli Górnikowi Łęczna. Awans stał się faktem, choć Radomiak nadal jest w grze o tytuł mistrza II ligi.
Obszerną galerię zdjęć z meczu GÓRNIK ŁECZNA 5-2 RADOMIAK RADOM autorstwa Aleksandry Krzemińskiej możecie obejrzeć klikając TUTAJ
Mecz, mimo że nie miał większego znaczenia dla układu tabeli, toczył się w dobrym tempie. W szeregach Radomiaka mogliśmy podziwiać zawodników, którzy dotychczas na boisku spędzili mniej czasu lub grali dla IV-ligowych rezerw. Im dalej w las, tym drzew coraz więcej.
I przede wszystkim goli. Radomiak szybko napoczął gospodarzy, ale z każdą kolejną minutą to podopieczni Marcina Broniszewskiego osiągali widoczną przewagę. O ile pierwszego gola możemy zrzucić na karb braku koncentracji, o tyle dwa kolejne były efektem potocznie zwanego „syndromu Stojanova”. Zieloni bierni przyglądali się, jak gospodarze trafiają kolejno drugim i trzecim ciosem.
Dawid Dzięgielewski swoją obecność podkreślił jeszcze w drugiej części gry, gdy bez zastanowienia huknął pod poprzeczkę Mateusza Kochalskiego. Ten myślami był już na wakacjach. Jego kardynalny błąd sprawił, że zawodnik gospodarzy po raz piąty umieścił piłkę w siatce Radomiaka. W konkursie na bardziej idiotyczne zagranie z bramkarzem Zielonych może konkurować jeszcze Igor Korczakowski. Pomocnik Górnika mając na koncie żółtą kartkę, postanowił sprawdzić wytrzymałość koszulki meczowej Michała Kaputa. W efekcie dostał drugi żółty kartonik i mógł udać się pod prysznic.
Spotkanie z Górnikiem przysporzy trenerowi Radomiaka Dariuszowi Banasikowi sporo zagwozdek przy podjęciu decyzji personalnych odnośnie przyszłości niektórych graczy. Od pierwszego gwizdka sędziego dwoił i troił się Peter Mazan, dla którego mecz w Łęcznej był pierwszym w tym sezonie starciem od pierwszej minuty w II lidze. Słowakowi paliwa starczyło na jakieś 20 minut. Mazan przytomnie zachował się w polu karnym rywali i trafił do siatki Kostrzewskiego. Później zaliczył jeszcze dobre przejęcia, jednak nadmiar kilogramów sprawił, że w dalszej fazie spotkania słuch o Słowaku zaginął.
Na kilka minut przed końcem spotkania Jakub Rolinc pokazał, kto napastnikiem jest nie tylko na papierze, ale i na boisku. Czech dobrze odnalazł się w polu karnym i bez problemu pokonał Kostrzewskiego. Popularny „Roli” był bliski, by dołożyć kolejnego gola, ale ostatecznie nie udało mi się dojść do piłki strąconej przez Patryka Winsztala.
Nie ma sensu wyciągać daleko idących wniosków po ostatnim meczu w sezonie, choć można wyciągnąć z niego praktyczną lekcję – zakończenie świętowania dzień przed ostatnim meczem nie wpływa dobrze na boiskową formę. Całkowicie poważnie, celebracji sukcesu piłkarzom wypomnieć nie można, a o meczu z Górnikiem następnego dnia mało kto będzie pamiętał. I to dosłownie.
Ostatnie mecze ostatnich sezonów mają to do siebie, że po ich zakończeniu chmury nie szczędzą deszczu. Rok temu mówiło się, że nad Zielonymi niebo zapłakało. Tym razem nie było inaczej, choć niebo płakało nie z rozpaczy, a ze szczęścia. Mimo porażki Radomiaka Radom z Górnikiem Łęczna, Zieloni mają zagwarantowane miejsce w I lidze i nadal są w grze o tytuł mistrza trzeciego szczebla rozgrywkowego.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|
Data: 2019-05-19 10:14:12 | Kategoria: Piłka Nożna / 2 liga | Odwiedzin: 4993
|
|
|
|
|