Sławomir Stempniewski: - Najważniejsze jest, jak wstajesz po porażce! Kurz po awansie Radomiaka Radom do I ligi opada niczym ten po bitwie pod Grunwaldem. Jak zawsze, tak i teraz, przychodzi czas na rozliczenia i podsumowania. W szczerej rozmowie prezes Radomiaka Radom, Sławomir Stempniewski, opowiada o umiejętnym budowaniu klubu, szlaku, którym kroczy klub, zmianach kadrowych, celach na przyszłość, ponadto porusza kilka innych, ciekawych kwestii.
Maciej Ławrynowicz, RadomSport.pl: - Plan, który został nakreślony, gdy trzy lata temu do Radomiaka przychodził trener Verner Licka, zakładał, że do sezonu 2019/2020 Zieloni będą w Ekstraklasie. Przysłowie „do trzech razy sztuka” znalazło swoje odzwierciedlenie, choć na razie Radomiak jest dopiero na zapleczu Ekstraklasy.
Sławomir Stempniewski, prezes Radomiaka Radom: - Musimy mieć świadomość, że wbrew oczekiwaniom kibiców, nie tworzy się zespołu w ciągu sześciu miesięcy czy roku. To jest proces, który musi trwać. Taka pozytywistyczna praca u podstaw daje efekty. Czasami łatwo przeskoczyć o poziom wyżej, tylko trzeba unikać sytuacji, w których jest się efemerydą. Ten nasz awans ma solidne podstawy. To jest obiektywna ocena wielu fachowców, którzy stwierdzili, że Radomiak to bardzo silna drużyna. To nie był przypadek. To jest sport i niczego nie można przewidzieć, ale na koniec to jednak my byliśmy punktowo górą.
Co było takim czynnikiem sprawczym, którego zabrakło w poprzednich latach, a ten sukces klubu zdeterminował dopiero w tym sezonie?
- Podstawą był potencjał drużyny. To jest takie pojęcie trudne do zdefiniowania. Znowu odwołam się do opinii fachowców, którzy obserwowali drugą ligę. Oni twierdzą, że potencjalnie byliśmy najmocniejszym zespołem, mimo że jesienią Widzew wyglądał lepiej pod względem punktowym. My rozmawialiśmy z Grzegorzem Gilewskim (współwłaściciel klubu – przyp.red.) na ten temat i z zespołu, który walczył o awans w pierwszym sezonie, zostało dwóch ludzi. Dwa lata temu, czy trzy, kadrowo zespół nie był gotowy na walkę o awans. Żeby zbudować zespół, potrzeba czasu. Nam to zajęło trzy sezony, ale dzisiaj ta drużyna jest mocna kadrowo. Jeśli popatrzymy na piłkarzy, którzy byli w Radomiaku trzy lata temu, to nie znajdziemy ich w żadnych czołowych klubach pierwszej, a nawet drugiej ligi. To pokazuje, że wtedy nie mieliśmy szans, a to, co Verner Licka wyciągnął z tych chłopaków, to było maksimum. Wówczas nie było zespołu, ale był trener.
Wiele razy wspominał Pan właśnie o rzeczonej pracy u podstaw. Pańskim zdaniem takie solidne fundamenty poparte cierpliwością to klucz do sukcesu w biznesie i prowadzeniu takiego klubu?
- Myślę, że solidne podstawy są ważne w każdej dziedzinie życia, choć wiemy, że w piłce nożnej nie jest to łatwe. Mamy świadomość, jaki jest średni czas pracy trenerów w Polsce. To nie sprzyja stabilizacji, ale musimy w tym kierunku iść. Trzeba się starać, by te fundamenty były. Wydaje mi się, że nam to się udało i teraz będziemy beneficjentami tego, że zespół jest zgrany. Jest tam solidny rdzeń i w związku z tym nie planujemy wielkich ruchów kadrowych.
W poprzednim sezonie dołowaliśmy w klasyfikacji Pro Junior System. Zakończona kampania wyglądała zgoła odmiennie. Prawdopodobnie kilkaset tysięcy zasili kasę klubową z tego tytułu. To jest kierunek, w który chce iść Radomiak?
- Najlepszym rozwiązaniem jest odpowiednia proporcja, czyli dopływ świeżej krwi w postaci – najlepiej – naszych wychowanków, ale nie można opierać gry zespołu tylko na juniorach. To zadanie dla sztabu szkoleniowego, by to mądrze wypośrodkować. Na pewno najlepszym rozwiązaniem jest mieszanka doświadczenia, rutyny i młodzieńczej fantazji. Ze statystyk wynika, że czasami przychodzi takie pokolenie, które ma zdolności, taka fala młodych juniorów, którzy swoim potencjałem dorównują starszym. Musimy pamiętać, że będziemy prawdopodobnie mieli zespół w I lidze i IV-ligowe rezerwy, w których ogrywają się młodzi zawodnicy. Z rezerw chcemy czerpać korzyści i to dlatego Dominik Sokół czy Patryk Winsztal zanotowali taki skok jakościowy.
Piłkarze udali się już na urlopy. Czy zostały podjęte już jakieś decyzje personalne i oprócz Jakuba Wawszczyka są jeszcze piłkarze, których w barwach Radomiaka już nie zobaczymy?
- Na dzisiaj została podjęta taka decyzja, że rozjeżdżamy się na wakacje. Wracamy 20 czerwca i wtedy zostaną podjęte takie decyzje stricte kadrowe. Natomiast na chwilę obecną warto również zaznaczyć, że większość tych piłkarzy zostanie w klubie.
Te ostatnie trzy lata to trudny, ale jednocześnie bardzo obfity czas dla życia klubu, z którego można wyciągnąć bezcenne doświadczenia. Miał Pan momenty zwątpienia w ten projekt?
- Wiadomo, życie to nie jest bajka. Zwłaszcza życie II-ligowego klubu. Ta liga to bardzo trudne doświadczenie, ale gdy szkoliłem młodych sędziów, zawsze twierdziłem, że najważniejszym jest, jak po porażce wstajesz, bo w sporcie nie zawsze osiąga się pasmo sukcesów. Czasami przychodzi gorycz porażki i takie doświadczenia są niezwykle cenne. Taka umiejętność brania się za bary z przeciwnościami i myślę sobie, że w taki sposób rozwój klubu przebiegał. Przez te ostatnie trzy lata mimo potknięć i bolesnych doświadczeń, klub ciągle rośnie.
Po tym awansie możemy spodziewać się dużych zmian w organizacji klubu?
- Jeśli chodzi o zarząd, to nie ma potrzeby, by coś zmieniać, natomiast zostanie zmieniona struktura klubu, by dopasować ją do wymogów licencyjnych. Od strony strukturalnej klub się zmieni. Jeśli chodzi o Akademię, to mamy nadzieję, że pierwsza drużyna będzie taką lokomotywą, która sprawi, że będzie przypływ młodych kadr i skrzętnie to wykorzystamy.
Jaki jest cel na najbliższy sezon?
- Myśmy już przerabiali mocne pompowanie balonika. To działa motywacyjnie i nie zmieniam zdania, że cele trzeba stawiać sobie jak najwyższe. „Zwycięża ten, kto ma jasno określony cel” – taki transparent przygotowali nasi kibice na mecz w Łęcznej i ja się z nim w pełni utożsamiam.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|