Słodki smak inauguracyjnego triumfu Radomiaka Radom [ANALIZA] Gole, kartki, parady bramkarskie, świetną oprawę, tempo, faule, słońce i deszcz – ten mecz miał wszystko. Wyszarpane zwycięstwo Radomiaka Radom na inaugurację rozgrywek Fortuna 1. Ligi z pewnością uraczyło podniebienie nawet najbardziej wymagających krytyków. Atrakcyjne meczycho przez wielkie „M” nawet dla postronnego kibica.
A zaczęło się od mocnego uderzenia, bo przez pierwsze 15 minut Radomiak wyprowadzał bardzo kąśliwe kontry, które przysporzyły defensorów gości o spore problemy. Jedna z takich akcji zakończyła się nawet golem. Dynamiczne wypuszczenie Damian Jakubika, który dograł do debiutującego Damiana Nowaka. Ten bez większych problemów dopełnił formalności i Jałocha musiał wyjmować piłkę z siatki.
W kolejnych fragmentach meczu Zieloni oddali inicjatywę gościom, którzy mozolnie budowali swoje akcje w ataku pozycyjnym. Szczególną uwagę zwracał Łukasz Grzeszczyk. Kapitan tyskiego zespołu wyróżniał się kreatywności i penetrującymi podaniami nękał obronę Zielonych. Ta tego popołudnia była w dobrej dyspozycji. Szybkie odbudowanie po stratach, dyscyplina, organizacja gry – o taką obronę walczył trener Dariusz Banasik.
Mimo, że Kacper Pietrzyk to zawodnik, o którego przed meczem obawiałem się najbardziej, to moje troski okazały się bezpodstawne. Co prawda dwa razy zagotował się przy wprowadzeniu piłki, ale generalnie był pewnym punktem i jego debiut śmiało można było zaliczyć na plus.
Ogromna inteligencja piłkarska, która zaprocentowała przed przerwą. Dynamiczny wyskok do zawodnika gości, odbiór piłki, a w efekcie sytuacja, która mogła przed przerwą wyprowadzić drugi cios.
Nie zawiódł również Artur Haluch, któremu przy okazji końcówki poprzedniego sezonu chciałem postawić pomnik. To jemu zawdzięczamy fakt, że do szatni po pierwszej połowie gry schodziliśmy z czystym kontem. Najmniejszych szans z golkiperem Zielonych nie miał ani Łukasz Grzeszczyk, który z rzutu wolnego przymierzył w okienko, ani Mateusz Piątkowski, który doszedł do kilku sytuacja strzeleckich, z których śmiało można by pokusić się o gola. Sztuka temu pierwszemu rzecz jasna udała się dopiero w drugiej połowie, ale trzeba zaznaczyć, iż było to trafienie z rzutu karnego.
Klasycznie sztab szkoleniowy miał w rękawie kilka asów w postaci ciekawych rozwiązań stałych fragmentów. Główną rolę odgrywał w nich Rafał Makowski i gdyby popularny „Makoś” nieco lepiej nastawił celownik, to spokojnie po dwóch rzutach różnych mógłby narobić sporo pracy golkiperowi gości.
Na jej brak nie narzekał z pewnością Ken Kallaste, który sporo napocił się, by dać sobie radę z Leandro Rossi Pereirą. Jego starania nijak miał się do efektów, bowiem to właśnie po akcjach prawym skrzydłem padły oba gole dla Radomiaka. Trener Tarasiewicz na konferencji prasowej nie przyznał się, że łatwe puszczenie Dawida Abramowicza nie było najlepszym rozwiązaniem, ale myślę, że boisko zweryfikowało, a doświadczony szkoleniowiec swoje przemyślenia w głowie ma, z których wyciągnie cenną lekcję.
Na koniec warto odznaczyć jeszcze mądre zmiany, które sztab szkoleniowy Radomiaka przeprowadził w drugiej części gry. Można oczywiście ganić Maciej Górskiego za zmarnowaną sytuację strzelecką, ale widać, że jest to zawodnik, który potrafi się dobrze zastawić, przytrzymać futbolówkę, zmienić ciężar gry i jeśli tylko dojdzie do odpowiedniej kondycji zdrowotnej, to Zieloni będą mieli z niego sporo pożytku. Nie sposób ominąć jeszcze Patryka Mikity. 25-letni skrzydłowy wniósł świeżą krew, która pozwoliła dowieźć wynik do końca, jednocześnie dając ofensywie drugi oddech.
Pierwszoligowy anturaż sprawił, że nawet obiekt przy Narutowicza wyglądał kameralnie. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że został on szczelnie wypełniony przez fanów radomskiego zespołu. Mimo iż Radomiak na salony wjechał z przytupem, to rzecz jasna tonujemy nastroje, bo mankamenty same się nie poprawią.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|