Wokół meczu Olimpia - Radomiak. Rasizm starszych panów i spóźniony liniowy W Grudziądzu piłkarze Radomiaka, choć pewnie z murawy nie zwracali na to uwagi, musieli się zmierzyć nie tylko z Olimpią, ale i z okrzykami starszych panów, którym do gustu nie przypadli zawodnicy o ciemniejszej karnacji. W przyjaźniejszy sposób szydzono natomiast z arbitra bocznego, który przy niektórych akcjach był spóźniony bardziej niż PKP. Co jeszcze wydarzyło się "wokół meczu"?
O rasizmie słów kilka
Przed rozpoczęciem spotkania spiker Olimpii Grudziądz przypominał o tym, że w piłce nożnej nie ma miejsca na rasizm. To zdarzenie pewnie by mi umknęło - ot tradycyjny apel, często spotykany na różnych obiektach. Pewnie tak by było, gdyby nie fakt, że miejscowi kibice ten apel olali. Już na początku meczu po jednym z fauli na Leandro, Brazylijczyk usłyszał z trybun, że "najpierw niech pójdzie się umyć". Autorzy tych, powtarzających się później, okrzyków? Grupa tzw. dziadków, bezkarni mędrcy, zapewne o aryjskich rysach twarzy.
Niestety z takimi zachowaniami można spotkać się często. Wystarczy pojechać na mecz, na którym nie jest prowadzony doping lub do miejscowości, w której szeroko pojęty ruch ultras podczas meczów nie zaznacza swojej obecności. Najsłynniejszy przypadek to chyba Stargard, gdzie dopingu nie ma, za to na trybunie siedzi kilku dziadków, głoszących swoje prawdy o "asfaltach". Chociaż może bardziej dziadów, bo ciężko pojąć, co tacy ludzie mają w głowach.
Generalnie nie uważam, żeby w Polsce był problem z rasizmem. Nie ma sytuacji takich, jak we Włoszech, gdzie obraźliwe hasła skandują całe trybuny - i bardzo dobrze. Przykre jest jednak to, że wciąż znajdzie się grupa tumanów, którzy widząc czarnoskórą osobę już zacierają rączki na myśl o tym, jak to zaraz wyrzygają z siebie błyskotliwe przemyślenia na jej temat. Najbardziej żenuje w tym to, że nie mówimy tu o młodszym pokoleniu, tylko o tych, w przypadku których siwizna na głowie powinna być zaświadczeniem życiowej mądrości. No niestety, nie w przypadku tych dżentelmenów.
Przykre jest też to, że w drużynie gospodarzy znajdziemy kilku zagranicznych piłkarzy o ciemniejszej karnacji. Szkoda, że nie zwróciłem uwagi, czy ci bohaterowie cieszyli się z bramek Omrana Haydarego, czy było im wstyd, że gole dla ich drużyny zdobywa - w ich mniemaniu - brudas? Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kiedyś dożyjemy normalnych czasów: takich, w których kretyni jak ci z Grudziądza, będą wyprowadzani ze stadionu w trybie natychmiastowym i nie będą mieli możliwości powrotu na trybuny. Ciekawe jak wytłumaczą synom i wnukom, że nie mogą pójść z nimi na mecz, bo są małymi ludźmi, którzy uważają za gorszych osoby o odmiennym kolorze skóry?
Asystent biegać nie musi
Nieprzychylne słowa od trybun usłyszał również sędzia asystent, który - trzeba to przyznać - miał naprawdę osobliwe podejście do zawodu. Jako że czepiamy się tych, którzy Radomiakowi swoimi decyzjami szkodą, to sprawiedliwie przyznamy, że tym razem człowiek biegający (choć to w jego przypadku to zbyt optymistyczne stwierdzenie) z chorągiewką "Zielonym" trochę pomógł. Najbardziej absurdalna była sytuacja, w której Damian Nowak stał wyraźnie przed wszystkimi obrońcami, przyjął piłkę i chyba sam nieco zwątpił w dalszy ciąg akcji, ale zerknął na sędziego i radomianie wpadli w pole karne rywala jak walec. Problem asystenta był nie taki, że chciał premiować jedną ze stron, ale zwyczajnie... nie nadążał. We wspomnianej sytuacji był dobry metr, jak nie więcej, za linią akcji, więc nic dziwnego, że spalonego nie dostrzegł.
Sytuacja się powtarzała, problemy z nadążeniem za akcją miały miejsce również w drugiej połowie, po zmianie stron. Na szczęście wspomnianego arbitra, Olimpia się cofnęła, bo gdyby miał mierzyć się w sprinterskim pojedynku z Haydarym czy Maloku, gość padłby na zawał po kwadransie. I jak wcześniej ganiliśmy trybuny za rasizm, tak trzeba przyznać, że autor okrzyku "liniowy, poproś o zmianę w przerwie" trafił chyba w sedno sprawy.
Element szczypiorniaka i jamajska sztafeta
W Grudziądzu kibice obejrzeli nie tylko widowisko piłkarskie na wysokim poziomie, ale i inne sportowe zmagania. Szczególnie zauważalny był "element szczypiorniaka". Dawno już nie widziałem meczu, w którym piłkarze tak często pomagaliby sobie rękoma. Obydwie jedenastki - ręka. Najpierw Meik Karwot, potem Sebastian Kamiński, obaj nie trzymali rączek przy sobie przy dośrodkowaniach w pole karne. Sytuacje powtarzały się w innych sektorach boiska. Karwot zresztą w późniejszej fazie meczu raz jeszcze pomógł sobie ręką i znów w polu karnym, choć tym razem na całe szczęście nie we własnym.
Z kolei zagraniczne gwiazdy Olimpii należy wyróżnić za rozwijane prędkości. W polskim futbolu niedosyt dynamicznych skrzydłowych z niezłym dryblingiem jest spory, więc grudziądzanie postawili na import. I tak Haydary, Augusto oraz Maloku niemiłosiernie męczyli radomian sprintami i próbami wrzucenia któregoś z nich na karuzelę. Dośrodkowanie w pełnym biegu? Nie ma sprawy, na nos. Efektowny zwód? Co za problem, do usług. Ofensywa Olimpii wyglądała momentami jak sztafeta sprinterska Jamajki z czasów Usaina Bolta i spółki. Problem jest jeden: do sztafety potrzeba czwórki, a jegomości pędziwiatrów było trzech. Ale że Bolt ostatnio próbuje sił w piłkarstwie, to... wszystko możliwe!
SZYMON JANCZYK
Poleć artykuł swoim znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|