Wokół meczu Radomiak - GKS Tychy. Optymizm przed ligą, Kryczka do Czarnych Jak wyciągnąć optymistyczne wnioski z pucharowej porażki? Bardzo łatwo, wystarczy spojrzeć na grę GKS-u Tychy i porównać ją z pierwszym meczem w Radomiu. Niedługo na Śląsku tyszanie zmierzą się z pierwszym garniturem "Zielonych" i może być im znacznie ciężej. Poza tym piszemy o tym, że Mateusz Kryczka pośpieszył się z przejściem do Radomiaka, bo akurat zwolniło się miejsce w innej lokalnej drużynie.
Pamiętacie pierwsze starcie Radomiaka z GKS-em Tychy? Inauguracja rozgrywek, nieco przestraszony zespół Dariusza Banasika kontra otrzaskany w bojach ligowcy. „Zieloni” wygrali, choć – trzeba to przyznać – narobili sobie wtedy sporo kłopotów, z których ratował ich Artur Haluch. Wtedy z tyszanami graliśmy niemal cios za cios, w defensywie pozwalając im na wiele. Teraz? Koniec rundy, na tyski zespół wychodzą rezerwy. Zespół ze zmienionym kręgosłupem kontra niemal galowi goście ze Śląska. Ktoś powie, że też rezerwy? W mniejszym stopniu, poza tym z reżyserem gry w składzie. Poza tym tak się składa, że tyszanie na ławce mają byłego króla strzelców I ligi („nasz” siedział na trybunach), autora kilku awansów do Ekstraklasy. W każdym razie, patrząc na wynik tego meczu, można czuć niedosyt. Można też czuć pewność przed wyjazdem do Tychów, bo patrząc na grę ekipy Ryszarda Tarasiewicza, widać stagnację.
Trener Banasik mówił, że najważniejsza jest liga i pod tym kątem należy też patrzeć na wtorkowy mecz, który dostarczył szkoleniowcowi cennego materiału. Zmieniło się co prawda ustawienie tyszan, którzy grali tercetem obrońców z tyłu, w porównaniu do ostatniego ligowego zestawienia też było kilka zmian, ale nie demonizujmy. Porównując już z pierwszym starciem obydwu drużyn, znajdziemy sześć punktów spójnych po tyskiej stronie, a dwaj kolejni piłkarze nie mieli wielkich szans na występ w pierwszym meczu, bo dopiero co dołączyli do zespołu (Szeliga, Moneta). Jeśli trener Tarasiewicz z miejsca zapowiada, że jedzie do Radomia po awans, bo zależy mu i na lidze i na PP, a potem jego drużyna przez godzinę nie potrafi nawet zagrozić bramce grającego na luzie Radomiaka, to tyszanie mają ogromny ból głowy. Jeżeli wygrywają dopiero po babolu bramkarza w 90 minucie – tym bardziej.
Wracając do porównania z pierwszym spotkaniem, warto dobitnie pokazać, że tyszanie stoją w miejscu. Na inaugurację – tu dodaję jeszcze raz, z nieco przestraszonym całym tym pierwszoligowym Radomiakiem – oddali 14 strzałów, z czego połowę celnych. Teraz również połowa uderzeń trafiła do celu, ale z 10 prób. Tym razem nie z przestraszonym rywalem, ale z jego rezerwami. Z kolei zaplecze „Zielonych” poczynało sobie z przodu równie odważnie – wówczas 16 strzałów, teraz 15. Tylko z celnością trochę słabiej, bo na inaugurację radomianie oddali 9 celnych prób, teraz tylko 4. To następstwo braku kluczowych postaci: Rafała Makowskiego i Leandro. Co do Brazylijczyka, to strach pomyśleć, co zrobiłby Leo z Kenem Kallaste. Majstersztyk transferowy tyszan znów dał o sobie znać. Podczas gdy Abramowicz, który dwa dni wcześniej zagrał 90 minut, niezmordowany szarpał raz po raz lewym skrzydłem, u tyszan Kallaste nie radził sobie z Patrykiem Winsztalem i Chamsem Faraji. Obaj tak naprawdę debiutowali w starciu z pierwszoligowym rywalem, a byłego reprezentanta Estonii potraktowali jak treningową tyczkę. W środkowej strefie świetnie wypadł natomiast Marcin Kluska, który nie jest przecież nawet trzecim wyborem do gry na pozycjach 6/8. Dlatego, mimo porażki, przed ligową wyprawą do Tychów można być optymistą.
Radomiak pomoże Czarnym?
Dziwię się trochę, że niektórzy narzekają na rzekome zlekceważenie Pucharu Polski przez Radomiaka. Nie chodzi już nawet o podział liga/puchar – taki Raków rok wcześniej radził sobie przecież dobrze na obu płaszczyznach. Sęk w tym, że „Zieloni” tego meczu przecież nie zlekceważyli. Na boisku nie widzieliśmy juniorów, tylko konkurencyjny dla rywala skład, który złożono z dostępnego materiału. Po meczu ligowym w „niegrywalnym” stanie znajdowali się przecież Leandro, Rafał Makowski i Maciej Górski, drobne problemy miał też Meik Karwot. Więcej siłą rzeczy zrobić się nie dało, a ten zespół i tak był o krok od awansu. Jeśli ktoś chce zobaczyć, jak wygląda, powiem brzydko, wyj.bka na puchary, to zobaczcie składy zespołów z ligi włoskiej na mecze Ligi Europy parę lat temu. Włosi w renomowanych, europejskich rozgrywkach, potrafili wystawiać osoby, które przypadkiem przechodziły przez ich ośrodek treningowy.
Ale skoro już o wypuszczeniu z rąk awansu, to nie byłbym sobą, gdybym nie dogryzł Mateuszowi Kryczce, który nazbyt pośpieszył się z przyjściem do Radomiaka. Doszły mnie słuchy, że Czarni Radom zwolnili kontuzjowanego zawodnika, a po wczorajszym popisie bramkarza „Zielonych”, na pewno nie byłby bez szans w castingu na zastępcę wspomnianego pechowca.
SZYMON JANCZYK
Poleć artykuł swoim
znajomym
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku?
KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
href="http://www.facebook.com/reqs.php#!/pages/RadomSportpl/110074399018914" width="430"
colorscheme="dark" show_faces="true" stream="false" header="false">
|