Gdzie te sporty narodowe? Każdy z nas interesuje się jakimś sportem. Jeździ na rowerze czy rolkach, gra w piłkę, koszykówkę czy choćby brydża. Jedni oglądają na żywo, drudzy w telewizji, a jeszcze inni u bukmachera zakład typy piłkarskie. Mimo to Polska już dawno nie odniosła znaczącego sukcesu na arenie międzynarodowej w którejś z naszych dyscyplin narodowych.
Wiadomo, numerem jeden nad Wisłą jest od dawna piłka nożna. Czy to lokalny klub, czy to kara narodowa – kibice zawsze mają swoje sympatie i antypatie. Znamy się na wszystkim – począwszy od jednostek treningowych, przez technikę i taktykę gry, aż do odżywek i strefy mentalnej. Niestety czasy, gdy przed blokami lub na łąkach biegały tłumy dzieciaków, dawno odeszły do lamusa. Nie zmieniły tego nawet orliki i dodatkowe lekcje WF. Także starsi rzadziej zbierają się, aby pograć w piłkę. Zamiast aktywności na murawie, wybierają spotkania towarzyskie przed telewizorem. W efekcie nasza rodzima Ekstraklasa prezentuje się z roku na rok coraz bardziej mizernie. W europejskich pucharach zaś powoli brakuje nacji, która nie wyeliminowałaby nasze kluby eksportowe i to w początkowych rundach. Jako tako prezentowała się chwilę temu jeszcze ekipa naszych Orłów, ale na ogół największymi sukcesami są zwycięskie remisy w meczach z europejską czołówką oraz zakwalifikowanie się do fazy grupowej Mistrzostw Świata czy Europy.
Ciut lepiej jest w piłce ręcznej i siatkowej. Na niwie klubowej notujemy sukcesy międzynarodowe. Co rusz meldujemy się w finałach Ligi Mistrzów, a nawet je wygrywamy. Tyle że nasi rodzimi gracze wspomagani są w tym wypadku zawodnikami zagranicznymi, którzy są wiodącymi postaciami. Niby nic złego, ale w efekcie ciężko kompletuje się kadrę narodową. W siatkówce obserwujemy zmianę pokoleniową i miejmy nadzieję, że wreszcie zaczniemy zdobywać medale na Olimpiadzie. Przypomnimy też sobie jak wygrywać w Europie i jak straszyć europejskie potęgi. Tyle że zarówno nasze panie, jak i panów siatkarzy do zwycięstw poprowadzić mają szkoleniowcy zagraniczni. Z jednej strony dobrze, bo mamy okazję skorzystać z ich wiedzy i innego spojrzenia. Z drugiej nie sposób nie odnieść wrażenia, że jakoś nie ufamy naszym trenerom. Podsumowując, nie jest źle, ale oczywiście mogłoby być nieco lepiej.
Prawdziwy dramat dokonał się jednak w polskiej kadrze narodowej w skokach narciarskich. Mieliśmy co prawda pojedyncze sukcesy Kamila Stocha, Piotra Żyły czy Dawida Kubackiego. Tylko że nasi zawodnicy odzwyczaili nas od celebrowania jedynie kilku sukcesów w całym sezonie. Od czasów Adama Małysza przyzwyczailiśmy się, że jesteśmy ciągle na światowym topie. Jeśli przydarzyło się jakieś niepowodzenie, brak złotego medalu czy miejsca na podium, wtedy tłumaczyliśmy sobie, że to tylko wypadek przy pracy. Tymczasem zawodnicy, których znamy z telewizyjnych ekranów, mają już swoje lata. Swoje osiągnęli, a następców na razie nie widać. To jest chyba najbardziej martwiące. Nikt przecież nie chce wrócić do czasów, gdy sukcesem był Polak w konkursowej dziesiątce. Większość fanów ski jumpingu nie zna takiego uczucia.
Okazuje się więc, że niby nie ma tragedii, niby możemy mieć uzasadnione nadzieje na sukces w piłce nożnej, ręcznej czy siatkowej. Możemy oczekiwać też sukcesów w sportach zimowych. Tymczasem tych sukcesów na poziomie reprezentacyjnym ostatnio brak. Więc co to za nasze dyscypliny narodowe?
|