Eugeniusz Kołodziejczyk: - Nie wieszam jeszcze butów na kołku Choć nie pochodzi z Kozienic, jest ikoną kozienickiej piłki, w której funkcjonuje od blisko 21 lat. 41-letni kapitan Energii Kozienice Eugeniusz Kołodziejczyk zarzeka się, że najbliższy sezon będzie już ostatnim w jego karierze. Tak mówił już jednak wielokrotnie…
Grzegorz Stępień, RadomSport.pl: - Mimo 41. wiosen na karku, przygotowuje się Pan do najbliższego sezonu i nie zamierza ustępować miejsca młodszym piłkarzom w podstawowym składzie Energii Kozienice.
- Odpukać, ale zdrowie dopisuje i postanowiłem się jeszcze trochę poruszać, poczuć atmosferę treningu meczu i specyfikę szatni. Założenie jest jednak takie, że najbliższy sezon będzie już moim ostatnim jako czynnego piłkarza. Na razie nie zamierzam więc wieszać butów na kołku, ale z każdym rokiem ten moment coraz bardziej się zbliża.
Spokojnie można nazwać Pana ikoną kozienickiej piłki, choć pochodzi Pan z Nowej Rudy na Dolnym Śląsku. Jak to się stało, że trafił Pan do Kozienic?
- Tak, to już prawie 20 lat, jak moja droga życiowa zaprowadziła mnie do Kozienic. Na początku wieku grałem w Bielawiance Bielawa i tam trenerem był Wiesław Pisarski, który w 2003 roku został zatrudniony w trzecioligowym wówczas MG MZKS Kozienice. Zaproponował mi grę w nowym klubie, zgodziłem się, przyjechałem do Kozienic i tak już zostało do dzisiaj.
Kibice mają do Pana duży szacunek również za to, że kiedy piłka w Kozienicach piłka zamarła, a potem się odradzała, to przyszedł Pan z pomocą i od 2011 roku gra w Energii już nieprzerwanie.
- Życie pisze różne scenariusze i kiedy rozpadł się MG MZKS, trafiłem do Ruchu Wysokie Mazowieckie, a wcześniej przez pół roku grałem w Mazowszu Grójec. Odkąd jednak przeprowadziłem się do Kozienic w 2003 roku, tutaj zapuściłem korzenie i tutaj mieszkam. Naturalnym więc było, że jeśli będzie piłka w Kozienicach, to będą chciał się przydać, przede wszystkim na boisku.
Jaka jest pańska recepta na sportową długowieczność?
- Nie ma gotowej recepty. Uważam, że jakieś znaczenie ma genetyka, ale przede wszystkim tzw. sportowy tryb życia. Kiedy połączymy jedno z drugim, okazuje się, że grać w piłkę do czterdziestki wcale nie jest tak trudno.
Ja mam zasadę, że na treningach i na meczach zawsze daję z siebie maksa. Nie ma odpuszczania, nie ma przechodzenia obok zajęć, bo prędzej czy później, organizm wystawi rachunek za pracę jaką wykonujemy.
A jak Pan podchodzi do tematu diety, ale również używek jak alkohol, czy narkotyki, które przecież obecne są w naszym życiu, także wśród sportowców?.
- Kiedyś udzieliłem wywiadu, w którym mówiłem o jakiejś specjalnej diecie i koledzy podśmiewali się potem ze mnie w szatni. Prawda jest taka, że nie stosuję jakiejś specjalnej diety, ale też podchodzę do posiłków z umiarem. To chyba najlepszy sposób na zachowanie psychicznej i fizycznej równowagi. Alkoholu staram się oczywiście unikać, ale też nie powiem, że nigdy nie wypiłem piwa. Owszem, zdarzyło się, ale i w tym przypadku rozsądek bierze górę. Natomiast jeśli chodzi o narkotyki, to nigdy mnie one nie interesowały, nigdy nie wchodziły w grę, nigdy nie było opcji, żeby mnie ktoś do nich namówił. Polecam takie podejście młodszym sportowcom, bo jak widać to działa.
|