Marcin Babut: - Sportowiec musi być świadomy swoich wyborów Od lat pomaga radomskim sportowców, właściwie ze wszystkich dyscyplin, ale zawodowo najdłużej związany był z koszykarzami. Teraz opiekuje się siatkarzami Cerrad Enea Czarnych Radom, dbając o ich zdrowie. Mowa o jednym z najbardziej znanych fizjoterapeutów sportowych w Radomiu Marcinie Babucie.
Grzegorz Stępień, RadomSport.pl: - Fizjoterapeutą jesteś od bardzo dawna, ale nie od razu zacząłeś zajmować się stricte sportowcami. Jak to się stało, że trafiłeś do pracy w klubie?
Marcin Babut: - Jak to często w takich przypadkach bywa, trochę przez przypadek. Pracowałem w placówce medycznej, w której prowadzone były badania dla sportowców, więc siłą rzeczy tych sportowców przewijało się całkiem sporo. A jak przychodzili na badania, to widzieli, że mogą na miejscu skorzystać z pomocy fizjoterapeuty i tak to się zaczęło. Zanim zacząłem współpracę z klubem, miałem już wielu pacjentów – zawodniczki i zawodników z wielu dyscyplin. Wśród nich był śp. Karol Gutkowski, trener młodych koszykarzy ROSY Radom, który jakiegoś dnia wspomniał mi, że akurat zwolniło się miejsce dla „fizjo” w jego zespole i że chętnie widziałby mnie w swoim sztabie. Przystałem na tę propozycję i dalej wszystko potoczyło się samo i błyskawicznie.
I tak to trwa po dziś dzień, bo raptem dwa tygodnie temu dołączyłeś do zespołu siatkarzy Cerrad Enea Czarnych Radom. Najdłużej pracowałeś jednak z koszykarzami.
- Czysto zawodowo w klubie to pracowałem do tej pory wyłącznie z koszykarzami. Najpierw był to drugi zespół ROSY, potem pierwszy zespół, no i wreszcie ekipa HydroTrucku Radom. W międzyczasie pomagałem też zespołom juniorskim. To był kapitalny czas, bo seniorzy święcili największe sukcesy zdobywając wicemistrzostwo Polski, Puchar Polski, SuperPuchar Polski, grali też w europejskich pucharach, najpierw FIBA Europe Cup, a potem w Basketball Champions League. Byłem też świadkiem dwóch złotych medali drużyn młodzieżowych. To już jednak historia i teraz jestem w Czarnych Radom, którzy mają piękne tradycje, sukcesy, do których fajnie byłoby nawiązać.
Jakimi pacjentami są sportowcy?
- Pacjenci to ludzie i czy to sportowcy, czy nie bywają różni. W klubach miałem do czynienia ze sportowcami bardzo ułożonymi, którzy w pełni ufali trenerowi, czy fizjoterapeucie, ale bywali też tacy, którzy pozjadali wszystkie rozumy i mieli muchy w nosie. Tych drugich było jednak znacznie mniej. Może dlatego, że ja nie jestem człowiekiem konfliktowym, to i z większością sportowców potrafię się dogadać. Zresztą ci, którzy przychodzą prywatnie, zazwyczaj są bardzo zdyscyplinowani.
A widzisz już jakąś różnicę pomiędzy koszykarzami, a siatkarzami?
- Za krótko pracuję z siatkarzami, żeby dostrzegać już jakieś duże różnice. Tak jak wspomniałem wcześniej, ile ludzi – tyle charakterów. I raczej nie ma znaczenia czy ktoś jest koszykarzem, siatkarzem, piłkarzem, czy narciarzem. Każdy ma swoją specyfikę, a koniec końców trzeba i tak znaleźć wspólny język z korzyścią dla obu stron.
Masz jakiś specjalny sposób na znalezienie nici porozumienia ze sportowcami?
- Tak, zawsze jestem sobą. Jak ktoś będzie chciał współpracować, to będzie współpracował, jak będzie chciał znaleźć dziurę w całym, to znajdzie.
Jako fizjoterapeuta funkcjonujesz już długo w sporcie zawodowym, a jeszcze dłużej w amatorskim. Jakie jest Twoje podejście do „piwka po meczu”?
- Jedno piwo po wygranym meczu nie jest niczym złym. To tak zasadniczo. Szczególnie w sporcie zawodowym, wymagane jest profesjonalne podejście do swoich obowiązków, więc sportowiec musi być świadomy swoich wyborów. Jeśli po pierwszym piwku sięga po drugie, to musi zdawać sobie sprawę, że robi krzywdę swojemu organizmowi, po takie zachowanie na zdrowie mu nie pójdzie. I musi to wiedzieć bez klubowych regulaminów i kar. Co do innych używek, to jestem zapalczywym przeciwnikiem. Nikt mnie nie przekona, że nawet tzw. miękki narkotyk, choćby marihuana, nie wpływa negatywnie na organizm. Inna sprawa, że tego rodzaju używki są w świecie sportu zawodowego surowo zakazane i ich wykrycie grozi dyskwalifikacją. Tu zasady są proste: bierzesz – odpadasz.
To dlaczego Twoim zdaniem, również w świecie sportu, sięganie po używki zdarza się nader często?
- Nie powiedziałbym, że często. Sportowcy to osoby publiczne, bardzo znane i każdy przypadek niewłaściwego zachowania jest bardzo mocno nagłaśniany, stąd może wrażenie, że zdarza się to często. Sportowcy są narażeni na długotrwały stres związany z presją otoczenia, ogromnymi oczekiwaniami społecznymi i wewnątrzklubowymi. A są tylko ludźmi, więc niektórzy nie wytrzymują i sięgają po używki. Na szczęście, moim zdaniem, są to przypadki sporadyczne.
|