Powrót Leandro, sektor gości i zmiany w składzie Radomiaka... Radomiak Radom nie lenił się podczas przerwy na mecze reprezentacyjne i rozegrał mecz towarzyski z pierwszoligową Wisłą Płock, ubiegłorocznym spadkowiczem z ekstraklasy. Wynik miał znaczenie drugorzędne, bo oba zespoły potraktowały mecz jako swoisty poligon doświadczalny.
Bramki dla Zielonych, jeszcze w pierwszej połowie zdobyli Leonardo Rocha i Luis Machado, padł także gol po samobójczym trafieniu Igora Drapińskiego z drużyny gości. Pod koniec meczu, do siatki trafiała już tylko Wisła…
Radomiak zaczął mecz w znanym z Ekstraklasy składzie personalnym, choć nie zabrakło oczywiście zmian. Na szpicy wyszedł wspomniany wcześniej Rocha, na prawej obronie wystąpił Damian Jakubik, w środku wsparł go Mike Cestor, zaś na pozycji pomocnika trener Constantin Galca wystawił Michała Kaputa.
Przez pierwsze 60 minut, bo właśnie tyle trwała jedna połowa meczu, Radomiak kompletnie zdominował przyjezdnych. Zieloni kreowali akcję za akcją, podczas gdy Wisła nie potrafiła wyjść z własnej połowy, nie myśląc nawet o wejściu w pole karne. Nie raz z rywalami zabawiali się Frank Castaneda czy Luis Machado, który swoją bramkę zdobył po kapitalnym rajdzie. Gol samobójczy z kolei padł po zbyt mocnym dograniu Drapińskiego do Bartłomieja Gradeckiego, bramkarza drużyny, które przeleciało nad głową golkipera i wpadło do bramki. Kilkadziesiąt minut później fatalną postawę defensywy Wisły wykorzystał Rocha, odbierając piłkę w polu karnym i pakując ją do siatki.
Na początku drugiej połowy na boisko po długiej przerwie wrócili: Helder Sa oraz Leandro Rossi Pereira. Obaj nie rozegrali bowiem ani minuty od okresu przygotowawczego do sezonu. Helder zagrał na lewej obronie w miejscu Dawida Abramowicza, na ostatnie pół godziny przechodząc także do środka defensywy. Jeśli chodzi o grę Leandro, jest to zdecydowanie najbardziej oczekiwany przez kibiców powrót na boiska Ekstraklasy. “Leo” od pierwszych minut pokazywał, że nie stracił “tego czegoś”. Minął dwóch rywali i oddał uderzenie z dystansu, które minęło jednak bramkę gości. Bardzo dobrze wyglądała jego współpraca na prawej stronie z Janem Grzesikiem, który zmienił Jakubika. Kilkukrotnie mijał rywali swoim dryblingiem, nieraz zmuszając ich do nieczystej gry i faulu. Pod koniec meczu próbował swoich sił także strzelając z rzutu wolnego, jednak piłka znów przeleciała obok słupka.
Tak czy inaczej, 60 minut zagrane przez Leandro trzeba ocenić pozytywnie. Pokazał, że wciąż potrafi zdominować lewą stronę rywali i dać coś zespołowi swoją grą. Czekamy więc na występ w Ekstraklasie.
Na pół godziny przed końcem meczu na boisku pojawiła się “delegacja” z rezerw. Na lewe skrzydło wszedł Krystian Okoniewski (rocznik 2005), kluczowa postać “dwójki” Radomiaka, z tyłu po tej samej stronie wystąpił Daniel Pik (2000), a w środku pola zagrali Mikołaj Molendowski (2007) i Jakub Snopczyński (2005). Występ młodzieżowców oceniam na plus, dwójka pomocników nie bała się pojedynków ze starszymi rywalami i pewnie weszła w mecz. Wiadomo, każdemu przytrafiają się błędy, ale niektóre z nich szybko naprawiali ambicją i grą do końca. Błąd przy drugim golu przydarzył się bardziej doświadczonemu Pikowi, który zaspał i nie pokrył Adriana Szczutowskiego, a ten wpakował piłkę do pustej bramki. Jeśli chodzi zaś o pierwszą bramkę dla drużyny gości, to znów nie popisał się Krzysztof Bąkowski, wprowadzony na boisko w miejsce Alberta Posiadały. Krzysztof Janus oddał dość lekki strzał z dużego dystansu, a piłka przeleciała pod ręką golkipera wypożyczonego z Lecha Poznań.
Ostatnią ważną kwestią wydaje się być sektor gości, bowiem za jedną z bramek pojawiła się już zielona trybuna mobilna i siatka zabezpieczająca. Plan wstępny zakłada zaproszenie kibiców ŁKS-u Łódź, który na Struga przyjedzie już 7. października. Wygląda na to, że żadnych opóźnień tym razem nie będzie, a Radomiak przyjmie fanów “Rycerzy Wiosny” już za niecały miesiąc.
KACPER CZERWONKA
|