Radomiak chciał wygrać, ale zabrakło mocy i argumentów Pomysł trenera Radomiaka Macieja Lesisza z grą napastników i Leandro od początku meczu ze Śląskiem Wrocław mógł się przynieść Zielonym powodzenie. Mógł, ale nie przyniósł, bo najbardziej zawiódł ten, na którego wszyscy najbardziej liczyli - Pedro Henrique. Oczywiście nijaka „druga wieża” w postaci Leonardo Rochy też nie pomogła…
Ofensywny pomysł na grę z liderem, Maciej Lesisz forsował odkąd dowiedział się, że poprowadzi zespół z S63 przeciwko najlepszej aktualnie ekipie ekstraklasy. Wystawienie Henrique i Rochy było niemal pewniakiem, batalia toczyła się jeszcze o Leandro. Na jego występie w startowej jedenastce bardzo zależało Lesiszowi, niektórzy członkowie sztabu nie byli do tego przekonani. Trener Maciej postawił jednak na swoim i szybko okazało się, że dobrze (by) na tym wyszedł.
Obchodzący dzień wcześniej 35. urodziny kapitan Radomiaka, nie tylko przejawiał dużą chęć do gry i walki z rywalami, ale w swoim stylu już po 20. minutach wbiegł dryblingiem pole karne, został sfaulowany i sędzia wskazał „na wapno”. Niestety, po raz pierwszy, ale w bardzo poważny sposób zawiódł wtedy Henrique. Karnego wykonał fatalnie – od rozbiegu począwszy, a na fatalnym, lekkim i nieprecyzyjnym strzale skończywszy.
- Jestem przekonany, że bramka zdobyta z rzutu karnego sprawiłaby, że mecz wyglądałby później zupełnie inaczej – stwierdził później Maciej Lesisz. Nic odkrywczego, ale to bez dwóch zdań najprawdziwsza prawda.
Radomiak okazał się później mocno „bezzębny”, a Śląsk robił to, co robi od początku sezonu. Nie forsował tempa, nie pressował wysoko, ale świetnie organizował się w defensywie i czekał na swoje okazje. No i doczekał się, kiedy po stałym fragmencie gry, a ściślej, po rzucie rożnym, znów błysnął Erik Exposito i przy odrobinie szczęścia umieścił piłkę w siatce.
Dalsze forsowanie obrony wrocławian, szło gospodarzom jak po grudzie. Mając dwie wieże w polu karnym, zupełnie (od początku meczu) brakowało dośrodkowań z bocznych sektorów boiska, środek akcji ofensywnych praktycznie nie istniał, a na dodatek Śląsk raz za razem próbował kontrować, choć trzeba przyznać, że nie robił tego za często.
- Postawiliśmy na dobrą organizację w defensywie, bo prowadząc w meczu, taki wariant gry wybraliśmy. Nie szukaliśmy na siłę drugiej bramki – przyznał po meczu trener Śląska Jacek Magiera.
Radomiak nie poddał się, ale konkretniejsze akcje obejrzeliśmy dopiero w samej końcówce pojedynku. Wtedy znów dwukrotnie zawiódł Henrique, oddając dwa niecelne strzały, a będąc ustawionym w świetle bramki. Najpierw trafił „główką” w poprzeczkę, potem z kilku metrów spudłował strzelając po ziemi.
Brazylijski napastnik został antybohaterem, ale tak naprawdę wszyscy piłkarze Radomiaka słabo wyglądają fizycznie. Wygląda na to, że w tej materii zostały popełnione wcześniej błędy, a niestety motoryki i siły nie da się nadrobić w tydzień, czy dwa. Z tym problemem będzie musiał zmierzyć się już nowy trener Maciej Kędziorek, który pracę z Radomiakiem rozpocznie lada dzień. Czy w jego sztabie znajdzie się miejsce dla bardzo dobrze przyjętego przez trybuny Macieja Lesisza>? Szanse na to oceniam w tej chwili na „fifty – fifty”.
GRZEGORZ STĘPIEŃ
|